Między nadzieją a frustracją: jak berlińska młodzież szuka swojej drogi
Mija dekada działalności Jugendberufsagentur w Berlinie. Pomaga tysiącom młodych znaleźć zawód i szkołę, ale zderza się z nowymi problemami – brakiem motywacji, biurokracją i niedostatkiem ofert dla osób z migracyjnym tłem.

Berlin chciał, by nikt nie zginął w systemie
Mija dziesięć lat od powstania berlińskiej Jugendberufsagentur – agencji, która miała połączyć wszystkie instytucje pomagające młodym w wejściu w życie zawodowe. Projekt uznano za sukces, ale w rozmowach z uczniami i doradcami słychać jedno: nie każdy ma dziś siłę, by próbować kolejny raz.
Kiedy w 2015 roku Berlin otworzył pierwsze cztery filie Jugendberufsagentur (JBA), pomysł był prosty: skończyć z odsyłaniem młodzieży od drzwi do drzwi.
Zamiast oddzielnych biur – jedno miejsce, gdzie spotykają się urzędnicy z Arbeitsagentur, pracownicy socjalni, pedagodzy i doradcy zawodowi.
Hasło brzmiało: „Keiner soll verloren gehen” – nikt nie może się zgubić między instytucjami.
Dziś agencja ma dwanaście lokalizacji, zatrudnia ponad 700 osób i obejmuje pomocą około 80 procent wszystkich uczniów kończących szkołę w Berlinie. Statystycznie wygląda to imponująco – ale życie, jak zwykle, nie mieści się w tabelach.
Między biurokracją a życiem
Na jubileuszu JBA nie zabrakło symboli: beatboxer, politycy tańczący do rytmu, gratulacje i plakaty z napisem „10 lat razem dla młodych”.
W korytarzach jednak słychać mniej entuzjazmu. Leonie (17) z Marzahnu, która marzy o pracy w handlu lub opiece, mówi bez złudzeń:
„Składałam papiery wszędzie. Raz byłam już prawie przyjęta, ale zabrakło miejsca w szkole. Teraz – cisza. Kiedy nie ma odpowiedzi, kładę się do łóżka i gram na konsoli.”
Takich historii jest w Berlinie wiele. Uczniowie po szkole podstawowej trafiają do agencji z różnymi marzeniami – jedni chcą być mechanikami samochodowymi, inni pielęgniarkami, niektórzy po prostu nie wiedzą, co dalej.
Doradcy próbują dopasować ich do branż, które szukają rąk do pracy. Ale nawet tam, gdzie wolne miejsca istnieją, nie zawsze udaje się je wypełnić: wymagania językowe, poziom szkoły, brak praktyki – zderzenie ideału z realnością.
„Musimy mieć gospodarkę po naszej stronie”
Senator ds. edukacji Katharina Günther-Wünsch (CDU) mówi otwarcie:
„Potrzebujemy gospodarki po naszej stronie. Bez firm, które zdecydują się szkolić młodych, system nie zadziała.”
W Berlinie około 7800 nastolatków pozostaje bez miejsca w szkole zawodowej czy firmie, mimo że na rynku jest ok. 4500 wakatów.
Problem nie polega więc tylko na lenistwie czy braku chęci – ale na niedopasowaniu.
Dla wielu młodych z rodzin migracyjnych barierą bywa język, dla innych – koszty dojazdu albo brak elastyczności w szkołach zawodowych.
Doradcy na ulicach, w parkach i online
Jednym z największych sukcesów JBA okazała się tzw. aufsuchende Beratung – poradnictwo w terenie.
Socjalni streetworkerzy i pedagodzy docierają do młodzieży w miejscach, gdzie ta rzeczywiście spędza czas: w parkach, klubach młodzieżowych, a nawet w grach online.
To dzięki nim wielu młodych, którzy wypadli z systemu, dostaje drugą szansę.
Berlin jako jedno z nielicznych miast w Niemczech prowadzi tak konsekwentną pracę u podstaw – mimo cięć budżetowych i braku nauczycieli.
Fachkräfte gesucht – ale nie dla wszystkich
Z jednej strony Niemcy desperacko szukają wykwalifikowanych pracowników.
Z drugiej – tysiące młodych wciąż nie mogą znaleźć praktyk czy miejsca nauki zawodu.
Ta sprzeczność jest dziś jednym z największych wyzwań systemu kształcenia zawodowego.
Przykład Hafiza z Beninu pokazuje, że integracja może się udać: przyjechał w 2016 roku, ukończył szkołę, został zatrudniony jako technik tworzyw sztucznych i dziś sam promuje swój zawód wśród uczniów. Ale jak mówi jego mentor, Ingo Kraatz:
„Wielu nie wie, że taki zawód w ogóle istnieje. A jeśli nie wiedzą, to nie próbują.”
Zderzenie pokoleń: urzędnik kontra rzeczywistość
Za szklanymi drzwiami siedzi Belend, 19-latek z Syrii, i przegląda oferty z doradczynią Isabell Müller.
Chciałby pracować jako mechatronik, ale jego certyfikat językowy A2 to za mało – większość szkół wymaga B2.
Müller wzdycha: „Nie mogę tego zmienić. Możemy tylko zrobić, co się da.”
Dodaje półgłosem: „Kursy B1 prawie zniknęły – cięcia w budżecie.”
Belend uśmiecha się mimo wszystko. „Trzeba próbować” – mówi. I w tym zdaniu jest cała filozofia JBA.
Berlin – laboratorium nadziei
Po dziesięciu latach Jugendberufsagentur stała się integralną częścią miejskiego pejzażu.
Nie jest już projektem pilotażowym, ale nie jest też wolna od problemów: zbyt mało zasobów, zbyt dużo oczekiwań, zbyt wielu młodych bez planu.
A jednak to właśnie Berlin pokazuje, że nawet w czasach frustracji można budować system, który nikogo nie przekreśla.
Bo za każdą statystyką kryje się czyjeś „znowu się nie udało” – i czyjeś „może tym razem”.
Jakie jest Twoje zdanie?






