Dlaczego w jednych krajach Europy jesteś milionerem, a w innych – przeciętniakiem
Gdzie w Europie żyje się jak król z niemiecką pensją? Analiza pokazuje, że bogactwo zależy od mapy – i że to, co w Berlinie jest średnią, w Sofii staje się luksusem.
W Niemczech trzeba zarabiać około 90 000 euro rocznie, by znaleźć się w gronie najlepiej opłacanych 10 proc. społeczeństwa. Ale wystarczy przeprowadzić się kilka godzin na południowy wschód – i te same pieniądze zamieniają się w majątek. Co to właściwie znaczy „być bogatym” w zjednoczonej Europie? I dlaczego granice luksusu przebiegają dokładnie tam, gdzie nie spodziewalibyśmy się ich zobaczyć?
Bogactwo względne – czyli kto naprawdę żyje dostatnio
W ekonomii nie ma jednej definicji bogactwa. Dla statystyków Eurostatu to po prostu miejsce w pierwszej dziesiątce dochodów. Dla socjologów – poziom życia, który pozwala na wybór, a nie przetrwanie. Dla przeciętnego Niemca? Może własne mieszkanie, urlop dwa razy w roku i samochód, który nie ma na liczniku pół miliona kilometrów.
Według najnowszych danych Eurostatu, w Niemczech próg „bogactwa” zaczyna się przy 90 000 euro brutto rocznie dla osoby samotnej. Dla pary bez dzieci to już 130 000 euro, a dla rodziny z dwojgiem dzieci – około 193 000 euro. Dopiero od takich kwot przeciętny mieszkaniec Republiki Federalnej trafia do finansowej elity.
W Szwajcarii ten sam status wymaga ponad 183 000 euro rocznie (dla singla), a w Luksemburgu – podobnie. Ale jeśli to samo 90 000 euro przenieść do Aten, Zagrzebia czy Sofii, nagle okazuje się, że to suma pozwalająca na życie jak z reklamy banku.
Mapa bogactwa w praktyce
W Europie istnieją dwa światy – i nie chodzi tylko o wschód i zachód. To raczej różnica pomiędzy krajami, w których za każdy eurocent trzeba płacić wysokie podatki i czynsze, a tymi, gdzie te same pieniądze otwierają drzwi do komfortu, o jakim Niemcy mogą jedynie pomarzyć.
-
W krajach skandynawskich – Norwegii i Danii – bogactwo zaczyna się od 100–120 000 euro rocznie. Ale tamtejsze ceny i podatki zjadają połowę siły nabywczej.
-
W Holandii i Austrii próg wynosi nieco ponad 100 000 euro, co oznacza, że niemiecki menedżer średniego szczebla jest tam zaledwie klasą średnią.
-
We Francji, Hiszpanii czy Włoszech osoba zarabiająca 60 000–80 000 euro rocznie uchodzi już za zamożną.
-
W Polsce, Grecji czy Czechach ten sam poziom dochodu plasuje w ścisłej czołówce społeczeństwa.
-
A w Bułgarii, Rumunii czy Serbii nawet niemiecki minimalny dochód – 26 600 euro rocznie – wystarczy, by trafić do grupy 10 proc. najbogatszych.
Siła euro – czyli ile naprawdę warte są Twoje pieniądze
Same liczby nie mówią wszystkiego. Bo co z tego, że w Szwajcarii zarobisz dwa razy więcej, skoro chleb kosztuje tam trzy razy tyle, a czynsz w Zurychu pochłania połowę pensji?
To właśnie dlatego ekonomiści liczą tzw. siłę nabywczą – czyli to, ile realnie można kupić za zarobione pieniądze.
I tu zaczyna się prawdziwy paradoks Europy.
Według analizy berlińskiej firmy DataPulse, euro w Turcji jest warte 2,4 razy więcej niż w Niemczech. Oznacza to, że 13 700 euro rocznego dochodu w Ankarze daje taki sam komfort życia jak 32 000 euro w Berlinie. W Bułgarii współczynnik wynosi 1,7, a w Rumunii 1,6.
Z drugiej strony – w Danii, Norwegii i Szwajcarii jedno niemieckie euro ma wartość zaledwie 70 centów. To dlatego niemieccy ekspaci wracający z Kopenhagi często powtarzają: „zarabia się dobrze, ale nie ma z czego żyć”.
Kiedy „normalna pensja” staje się luksusem
Niemiecki medialny dochód (czyli przeciętne wynagrodzenie netto) wynosi ok. 52 000 euro rocznie. W Berlinie oznacza to wygodne, lecz nie luksusowe życie. Ale w Rydze, Zagrzebiu czy Porto – status osoby zamożnej.
W ośmiu krajach UE (w tym w Polsce, Chorwacji, Portugalii, Czechach i na Litwie) dochód na poziomie niemieckiej średniej wystarczy, by znaleźć się w gronie 10 proc. najbogatszych. W praktyce oznacza to mieszkanie w centrum, regularne podróże i oszczędności – coś, co w Niemczech coraz trudniej osiągnąć bez spadku po dziadkach.
Nie chodzi jednak tylko o ekonomię. Różnice w kosztach życia tworzą różne kultury bogactwa. W Skandynawii luksus to prywatność i czas dla siebie. W południowej Europie – dobra kawa i mieszkanie z widokiem. Na wschodzie kontynentu – stabilność i brak długów.
Wspólna waluta, różne światy
Projekt europejskiej integracji miał zbliżyć poziomy życia, ale dane Eurostatu pokazują, że różnice dochodowe w UE wciąż są kilkukrotne. W praktyce oznacza to, że ktoś, kto w Niemczech ledwo wiąże koniec z końcem, w Bułgarii może uchodzić za lokalnego inwestora.
Coraz więcej osób to zauważa. Niemieccy freelancerzy przenoszą się do Hiszpanii lub Portugalii, gdzie zarobki zdalne z Berlina pozwalają żyć w rytmie południowego słońca. Młodzi emeryci z Bawarii kupują domy w Chorwacji, bo tam ich renta wystarcza na opłacenie ogrodnika i wina z lokalnej winnicy.
Tak rodzi się nowa mapa Europy: nie polityczna, lecz ekonomiczna – gdzie granice przebiegają nie między krajami, lecz między cenami kawy, benzyny i czynszu.
Bogactwo, które ma twarz kontekstu
Być bogatym nie oznacza już mieć więcej – tylko mieć wystarczająco. W Berlinie to oznacza móc zapłacić za mieszkanie bez połowy pensji. W Lizbonie – kupić świeże ryby i iść na plażę. W Wilnie – nie martwić się o rachunki za ogrzewanie.
Europa nauczyła nas, że luksus to pojęcie względne. I że czasem bogactwo zaczyna się tam, gdzie pieniądze przestają być jedyną miarą życia.
Jakie jest Twoje zdanie?
Lubię
0
Nie lubię
0
Świetne
0
Śmieszne
0
Wnerwia
0
Smutne
0
Wow
0



