Rosnąca agresja wobec policji w Hamburgu zmusza służby do zmiany taktyki

Hamburska policja zmienia taktykę po wzroście agresji wobec funkcjonariuszy. W niektóre miejsca wysyła od razu wiele patroli, by uniknąć eskalacji.

Grudz. 4, 2025 - 17:21
Grudz. 4, 2025 - 17:41
 0  4
Rosnąca agresja wobec policji w Hamburgu zmusza służby do zmiany taktyki

W Hamburgu dojrzewa problem, o którym funkcjonariusze mówią już od wielu miesięcy: coraz częściej nawet pozornie zwykłe interwencje kończą się gwałtownymi konfrontacjami. Policjanci podkreślają, że napięcie społeczne rośnie, a niechęć wobec działań służb w pewnych częściach miasta stała się na tyle wyraźna, że wymusza zmianę procedur. W praktyce oznacza to, że do niektórych adresów nie wysyła się już pojedynczych patroli — na miejsce od razu kierowanych jest kilka radiowozów.

Interwencje, które szybko eskalują

Do jednej z takich sytuacji doszło pod koniec listopada w Wilhelmsburgu. Policjanci zostali wezwani do awantury domowej, lecz zanim zdołali dokładnie ustalić, co się wydarzyło, na miejscu zaczęli pojawiać się członkowie rodziny oraz okoliczni mieszkańcy. Zamiast uspokoić emocje, część osób próbowała uniemożliwić funkcjonariuszom wykonanie czynności, a atmosfera szybko stała się konfrontacyjna. Dopiero pojawienie się dodatkowych patroli pozwoliło opanować sytuację.

Takie epizody — jak twierdzą funkcjonariusze — powtarzają się coraz częściej. Policjanci relacjonują, że osoby znajdujące się pod wpływem emocji próbują ingerować w prowadzone działania, zasłaniają podejrzanych, podważają decyzje służb, a czasem posuwają się do bezpośredniej agresji. W konsekwencji wzrasta liczba rannych policjantów, a każda interwencja w „trudnych” lokalizacjach wymaga szczególnej ostrożności.

Głos z wewnątrz: „To nie są już pojedyncze przypadki”

Doświadczony funkcjonariusz, z którym rozmawiamy, przyznaje, że kiedyś takie sytuacje zdarzały się sporadycznie, dziś natomiast stały się elementem codzienności w służbie. – Zauważamy, że w niektórych blokach czy na podwórkach mieszkańcy reagują natychmiastową solidarnością wobec osoby interweniowanej. Niezależnie od tego, co się wydarzyło, pierwszym impulsem jest obrona swojego — mówi policjant. — To z kolei odbiera nam możliwość szybkiego i spokojnego ustalenia faktów.

Na problem zwracał już uwagę hamburski senator odpowiedzialny za sprawy wewnętrzne, który publicznie określił przemoc wobec funkcjonariuszy jako „zjawisko, którego tolerować nie można”. Z danych urzędu wynika, że tylko w minionym roku odnotowano ponad trzy tysiące przypadków ataków — zarówno słownych, jak i fizycznych — na policjantów. Statystyki te od lat rosną.

Pięć dzielnic pod szczególną obserwacją

Związki zawodowe policji wskazują, że w mieście istnieje kilka miejsc, gdzie eskalacje zdarzają się szczególnie często. Należą do nich m.in. Wilhelmsburg, Harburg, Lurup, Steilshoop i Billstedt. To obszary gęsto zabudowane, z dużymi zespołami mieszkaniowymi, gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie żyją liczne rodziny. Gdy dochodzi do interwencji, informacja błyskawicznie się rozchodzi — wystarczy kilka minut, by na miejscu zebrała się grupa osób.

– Ludzie przybywają natychmiast, często zanim zdążymy ustabilizować sytuację — tłumaczy jeden z funkcjonariuszy. – Jeżeli emocje są wysokie, nawet osoby niezaangażowane w sam incydent zaczynają kwestionować nasze działania. To tworzy bardzo niebezpieczne środowisko.

Ostrożniej działa się również w rejonach szczególnie popularnych latem, takich jak Stadtpark czy okolice Jungfernstieg. W ciepłych miesiącach dochodzi tam do licznych zgromadzeń, przy których dyżurujące patrole muszą być przygotowane na gwałtowną zmianę nastrojów.

Zjawisko ogólnoniemieckie, ale w Hamburgu szczególnie widoczne

Sytuacja w Hamburgu nie jest odosobniona. Podobne schematy agresywnego zachowania wobec służb obserwuje się od lat m.in. w części miast w Nadrenii Północnej-Westfalii czy w Berlinie. Eksperci zwracają uwagę, że w wielu spośród tych środowisk ukształtował się wzorzec szybkiej, impulsywnej solidarności wobec osoby zatrzymywanej — niezależnie od okoliczności.

Policja podkreśla, że nie chodzi o stygmatyzację konkretnych grup społecznych, lecz o stworzenie warunków, w których funkcjonariusze mogą wykonywać swoje zadania bez konieczności nieustannego ryzykowania zdrowiem. – Nikt nie jedzie na interwencję po to, by prowadzić „walkę uliczną” – zaznacza przedstawiciel hamburskiej GdP. – Ale gdy zagrożenie jest realne, musimy dostosować środki.

Nowa taktyka to konieczność, nie wybór

Wprowadzenie zasady „więcej patroli na start” stało się jednym z elementów nowej polityki bezpieczeństwa. To działanie kosztowne i obciążające kadrowo, ale policja przekonuje, że w obecnych realiach jest to najbezpieczniejsze rozwiązanie. Podkreśla jednocześnie, że problem nie zostanie rozwiązany samymi środkami operacyjnymi — potrzebna jest również praca społeczna, edukacja oraz odbudowywanie zaufania do instytucji państwa.

Funkcjonariusze mają świadomość, że każda interwencja, która wymaga wsparcia kolejnych patroli, odbiera zasoby innym częściom miasta. Dlatego służby liczą, że w przyszłości uda się połączyć działania policyjne z programami lokalnymi, które zmniejszą napięcia i ograniczą sytuacje eskalacyjne.

Na razie jednak policja przygotowuje się na to, że zjawisko będzie towarzyszyć jej jeszcze długo. – Widzimy, że to nie jest chwilowy trend — podkreśla jeden z rozmówców. – To zmiana, która zaszła w mentalności i postrzeganiu służb. A takie procesy odwraca się latami.

Jakie jest Twoje zdanie?

Lubię Lubię 0
Nie lubię Nie lubię 0
Świetne Świetne 0
Śmieszne Śmieszne 0
Wnerwia Wnerwia 0
Smutne Smutne 0
Wow Wow 0
Redakcja Robimy dziennikarstwo bez fajerwerków: pytamy, weryfikujemy, doprecyzowujemy. Szukamy faktów i tłumaczymy je czytelnie. Interesują nas tematy, które dotyczą ludzi.