Jak nie dać się oszukać przy zakupie auta w Niemczech
Kupujesz używane auto w Niemczech? Sprawdź, jak uniknąć oszustów, rozpoznać ukryte wady i bezpiecznie sfinalizować transakcję w 2025 roku

Kupno używanego auta to w teorii radosny moment. W końcu spełniamy marzenie, rozwiązujemy codzienny problem dojazdów, czasem zmieniamy samochód na wygodniejszy, nowszy, bardziej dopasowany do naszych potrzeb. Ale w Niemczech – tak jak wszędzie – ta radość potrafi szybko ustąpić miejsca frustracji, jeśli okaże się, że wymarzony wóz ma w sobie więcej tajemnic niż niejeden kryminał.
Wielu Polaków mieszkających tutaj zna historie znajomych, którzy kupili „igłę od pierwszego właściciela” i dopiero po kilku dniach odkryli, że auto ma za sobą nie jeden, ale kilka poważnych wypadków. Albo że „niewielki” problem z hamulcami to w rzeczywistości konieczność kosztownej wymiany całego układu. Nie jest to zresztą zjawisko rzadkie – niemiecki rynek używanych samochodów jest duży i dynamiczny, ale tam, gdzie krążą spore pieniądze, pojawiają się i tacy, którzy chętnie wykorzystają czyjąś niewiedzę lub pośpiech.
Pierwszy dylemat przy zakupie? Händler czy sprzedawca prywatny. Dealerzy muszą udzielać gwarancji i ponoszą odpowiedzialność za ukryte wady – to prawo. Prywatni sprzedawcy mogą się od tego zabezpieczyć prostym zapisem w umowie: „sprzedaż bez rękojmi” albo „kupione jak widziane”. W praktyce oznacza to, że po podpisaniu dokumentu większość roszczeń jest zamknięta. Ale nawet prywatny sprzedawca odpowiada, jeśli celowo zatai istotny defekt lub skłamie w opisie.
Dlatego właśnie umowa jest tu świętością. W Niemczech wzory dostępne są w TÜV czy ADAC, i warto z nich korzystać. Bez niej wchodzimy na grząski grunt, bo ustalenia ustne lub mailowe też są wiążące – a udowodnienie czegokolwiek później bywa trudne i kosztowne.
Nie mniej ważne są pieniądze. Najprostsza zasada, jaką powtarzają prawnicy i policja, brzmi: „Auto za pieniądze – jednocześnie”. Żadnych przedpłat, żadnych „bezpiecznych” depozytów u pośredników. I zawsze warto sprawdzić tożsamość sprzedawcy – poprosić o dowód osobisty, zapisać dane. Uczciwy nie będzie miał z tym problemu.
Samochód trzeba też zobaczyć w naturalnym świetle dnia, najlepiej przy dobrej pogodzie. Lakier, wgniecenia, ślady napraw blacharskich – wszystko to widać inaczej niż w ciemnym garażu czy pod jarzeniówkami. Warto wziąć ze sobą kogoś, kto patrzy trzeźwo – entuzjazm potrafi odebrać zdolność dostrzegania szczegółów. „Gier macht blind” – jak mówią Niemcy – chęć okazji oślepia.
Dokumenty są równie wymowne jak sam pojazd. Scheckheft, raporty TÜV, faktury z warsztatów – razem tworzą historię samochodu. Braki w tej układance mogą być ostrzeżeniem. Szczególnie trzeba uważać na rozbieżności w Zulassungsbescheinigung Teil II – jeśli sprzedawca nie jest wpisany jako właściciel, pytajmy dlaczego. W najgorszym przypadku możemy stać przed autem pochodzącym z kradzieży.
I wreszcie – jazda próbna. To moment, w którym samochód mówi prawdę. Krótki kółko wokół bloku niewiele ujawni. Lepiej wyjechać na spokojną drogę, rozpędzić się, zahamować, poczuć reakcję auta. Wibracje, dziwne odgłosy silnika, ospałe przyspieszenie – to sygnały, których nie wolno ignorować.
Kupno auta w Niemczech to trochę jak zawieranie znajomości – można spotkać kogoś, kto zostanie z nami na lata, albo kogoś, kto od początku skrywa swoje prawdziwe oblicze. Różnica polega na tym, że w tym przypadku stawką są tysiące euro. A w tej grze przewagę ma zawsze ten, kto wie, czego szuka – i potrafi odrzucić to, co pachnie problemem.
Jakie jest Twoje zdanie?






