Niemcy i trudna rozmowa o prostytucji. Między ochroną praw kobiet a polityką symboli
Julia Klöckner nazywa Niemcy „burdelem Europy” i chce zakazu kupna seksu. Eksperci przypominają jednak: badania pokazują, że większość pracownic seksualnych nie chce karania klientów, lecz ochrony i realnych praw. Niemcy stoją przed trudnym pytaniem – jak pogodzić moralność z rzeczywistością rynku.
Wystąpienie przewodniczącej Bundestagu Julii Klöckner, która nazwała Niemcy „burdelem Europy” i opowiedziała się za zakazem kupna seksu na wzór modelu nordyckiego, ponownie rozpaliło emocje wokół jednego z najtrudniejszych tematów społecznych. Ale prawdziwa debata o prostytucji nie zaczyna się od hasła, tylko od danych. I to właśnie one pokazują, jak bardzo problem jest złożony – prawnie, społecznie i moralnie.
„Puff Europas”? Hasło, które więcej zaciemnia niż wyjaśnia
Julia Klöckner, była minister rolnictwa i obecna przewodnicząca Bundestagu, stwierdziła niedawno, że „Niemcy stały się burdelem Europy” – wypowiedź, która odbiła się szerokim echem w mediach i podzieliła opinię publiczną. Klöckner zapowiedziała poparcie dla pełnego zakazu kupna usług seksualnych, na wzór rozwiązań w Szwecji i Norwegii, gdzie karze się nie prostytutki, lecz klientów.
Problem w tym, że – jak zauważa „Süddeutsche Zeitung” – Klöckner pominęła ustalenia własnego parlamentu. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej Kriminologisches Forschungsinstitut Niedersachsen (KFN) opublikowało największe w Niemczech badanie o realnym funkcjonowaniu ustawy o ochronie prostytutek (Prostituiertenschutzgesetz, 2017). Wzięło w nim udział ponad 2350 osób pracujących seksualnie, i wbrew medialnym skrótom wyniki były bardziej zniuansowane: ustawa ma liczne słabości, ale daje „naprawialny potencjał” – szczególnie w zakresie rejestracji, dostępu do opieki zdrowotnej i ochrony przed przemocą.
Co naprawdę mówią badania
Autorzy raportu podkreślili, że nie należy demonizować prostytucji jako zjawiska jednolitego. W Niemczech pracuje legalnie od 150 do 250 tys. osób w tej branży, z czego około dwie trzecie to kobiety pochodzące z innych krajów UE (najczęściej z Rumunii, Bułgarii i Polski). Dla części to forma samodzielnej pracy, dla innych – zależność od pośredników.
Badanie KFN wykazało, że ponad 60% respondentek czuje się bezpieczniej dzięki obowiązkowym rejestracjom i kontrolom zdrowotnym, choć wielu wciąż brakuje realnego dostępu do wsparcia psychologicznego i programów wyjścia z zawodu. Tylko 11% ankietowanych chciałoby całkowitego zakazu kupna seksu, 42% – większej ochrony prawnej, a 47% – lepszej edukacji klientów i służb.
Innymi słowy, większość środowiska, które politycy chcą „ratować”, nie popiera metody, jaką się im proponuje.
Model nordycki: idea czy złudzenie?
Zwolennicy „Nordic Model” przekonują, że penalizacja klientów ogranicza popyt i w dłuższej perspektywie zmniejsza skalę prostytucji. Tak dzieje się np. w Szwecji, gdzie od 1999 roku za kupno seksu grozi grzywna lub więzienie. Jednak według raportu Amnesty International z 2020 roku w krajach tego modelu praca seksualna nie znikła – przeniosła się do podziemia. W efekcie kobiety pracują w gorszych warunkach, bez ochrony prawnej, narażone na większe ryzyko przemocy.
To właśnie ten argument podnoszą niemieckie organizacje pozarządowe, m.in. Hydra e.V. i Dona Carmen, które apelują o „realistyczną politykę praw kobiet”, a nie moralne kampanie. W ich opinii to, co dziś potrzebne, to wzmocnienie samostanowienia, kontrola warunków pracy i ściganie faktycznego sutenerstwa, a nie karanie klientów, które najczęściej prowadzi do marginalizacji tych samych osób, które ma rzekomo chronić.
Kultura, migracja i rynek: niemiecki paradoks
Nie można jednak ignorować twardych liczb: niemiecki rynek usług seksualnych jest największy w Europie – obroty szacuje się na 6 do 8 miliardów euro rocznie. Jednocześnie granica między legalnością a nadużyciem jest cienka. Wiele kobiet pochodzi z krajów o niskich dochodach, często przyjeżdżają bez znajomości języka, zaciągając długi u pośredników. Według danych policji federalnej ok. 1/5 wszystkich przypadków handlu ludźmi w Niemczech dotyczy branży seksualnej, a ofiarami są głównie kobiety z Europy Wschodniej.
Tu właśnie leży rdzeń problemu: Niemcy nie są „puffem Europy”, lecz jednym z nielicznych krajów, które próbują połączyć legalność z ochroną. Problemem nie jest więc sama legalność, lecz to, że system ochrony społecznej i kontroli państwowej nie nadąża za globalnym rynkiem usług seksualnych, który od dawna ma wymiar transgraniczny.
Nowa komisja – szansa na rzeczową debatę?
Rodzaj politycznej nadziei może stanowić zapowiedziana przez minister rodziny Karin Prien komisja ekspertów, która ma do połowy 2026 roku przedstawić konkretne rekomendacje w sprawie prostytucji w Niemczech. Zespół ma składać się z prawników, socjologów, pracownic seksualnych, przedstawicieli policji i zdrowia publicznego.
Jeśli rzeczywiście będzie to forum wymiany doświadczeń, nie zaś polityczna trybuna, może to być pierwsza próba wyjścia z polaryzacji, która od lat blokuje reformy: z jednej strony moralizujące hasła o „ratowaniu kobiet”, z drugiej – obrona wolności, która w praktyce bywa iluzoryczna.
Między etyką a ekonomią
Warto też przypomnieć o paradoksie: niemieckie prawo podatkowe traktuje prostytucję jak każdą inną działalność gospodarczą. Państwo pobiera podatki, wystawia licencje, pobiera opłaty lokalne – i równocześnie toczy debatę o moralności tego zawodu. To schizofreniczna sytuacja, w której państwo korzysta z dochodów branży, którą politycy co kilka lat chcą zdelegalizować.
Jak zauważa felietonistka Die Zeit, problem nie polega na tym, że Niemcy są „burdelem Europy”, lecz na tym, że wciąż nie wiedzą, czy chcą być krajem, który chroni prawa kobiet – także tych, które wybierają trudne formy pracy – czy krajem, który ucieka w moralne uproszczenia.
Potrzebna rozmowa bez sloganów
Dzisiejsza debata o prostytucji przypomina wiele innych tematów w Niemczech – od migracji po politykę społeczną. Wszyscy mają rację i nikt nie słucha danych. A tymczasem te dane – z raportu KFN, z BKA, z organizacji kobiecych – pokazują jasno: prostytucja to nie tylko kwestia moralności, lecz bezpieczeństwa, prawa pracy i zdrowia publicznego.
Odpowiedź nie leży ani w hasłach o „burdelu Europy”, ani w romantycznym micie „wolnego wyboru”. Leży w uczciwym systemie ochrony, kontroli i wsparcia, który potrafi rozróżnić między wyzyskiem a wolnością.
Jakie jest Twoje zdanie?
Lubię
0
Nie lubię
0
Świetne
0
Śmieszne
0
Wnerwia
0
Smutne
0
Wow
0



