Mercedes w opałach: elektryczna G-Klasa nie znajduje nabywców

Elektryczna G-Klasa miała być symbolem nowoczesnego luksusu i mocy bez emisji. Tymczasem model EQ G 580 sprzedaje się słabo, a Mercedes obniża ceny o dziesiątki tysięcy euro. Czy niemiecka ikona terenówek po prostu nie nadaje się do elektrycznej rewolucji?

List. 14, 2025 - 16:09
List. 14, 2025 - 16:16
 0  2
Mercedes w opałach: elektryczna G-Klasa nie znajduje nabywców
Mercedes G-klasse

Kiedy w 2024 roku Mercedes zaprezentował pierwszą w pełni elektryczną wersję legendarnej G-Klasy, zapowiadało się motoryzacyjne trzęsienie ziemi. Miała łączyć tradycję z nowoczesnością, siłę z ciszą, luksus z ekologią. Jednak zaledwie rok później niemiecki gigant zmaga się z niechcianym paradoksem: auto, które miało być symbolem przyszłości marki, stoi w salonach jak zaklęte. Sprzedaż nie idzie, a koncern tnie ceny nawet o 10 proc.


Elektryczna legenda, która nie rusza z miejsca

W sierpniu z taśmy w austriackim Grazu zjechał sześćsettysięczny egzemplarz G-Klasy – i po raz pierwszy była to wersja elektryczna EQ 580. Symboliczny moment, który miał pokazać, że Mercedes potrafi przenieść klasykę w erę zeroemisyjną. Ale zamiast zachwytu – rozczarowanie.

Z danych branżowych wynika, że w pierwszych dziesięciu miesiącach 2025 roku zarejestrowano w Niemczech mniej niż 800 egzemplarzy elektrycznej G-Klasy, podczas gdy warianty z silnikiem benzynowym lub diesla znalazły ponad 5400 nabywców. Różnica mówi sama za siebie.

Dealerzy narzekają, że pojazdy stoją na placach miesiącami. Jedna z osób z kierownictwa Mercedesa, cytowana przez Handelsblatt, przyznała wprost: „To kompletny niewypał. Samochód stoi jak zamurowany.”


Cena luksusu, który nie przekonuje

Problem zaczyna się od ceny. Podstawowa wersja EQ 580 z napędem na cztery koła kosztuje według cennika 142 622 euro, a w premierowej edycji Edition One nawet ponad 192 000 euro. Mercedes, chcąc ożywić sprzedaż, zaczął oferować dziesięcioprocentowy rabat, co oznacza obniżkę o niemal 15 000 euro.

Mimo to klienci nie ustawiają się w kolejkach. Powód? Dla wielu kierowców „elektryczna G” traci sens istnienia. Ci, którzy kupowali ten model z myślą o prawdziwym terenie, obawiają się ograniczonego zasięgu i masy auta. Ci, którzy widzą w niej statusowy symbol miejskiego luksusu, wybierają raczej SUV-y EQE lub EQS, lżejsze i bardziej komfortowe.


Techniczny majstersztyk, rynkowa porażka

Z czysto inżynieryjnego punktu widzenia EQ G 580 to imponująca maszyna. Cztery silniki elektryczne generują 587 KM mocy, przyspieszenie do setki zajmuje 4,7 sekundy, a napęd 4x4 w połączeniu z funkcją „G-Turn” pozwala obrócić pojazd niemal w miejscu. Samochód potrafi też samodzielnie utrzymywać idealne tempo jazdy w terenie dzięki systemowi Intelligent Offroad Crawl.

Na papierze – ideał. W praktyce – kłopotliwy kolos. Ważący ponad 3 tony samochód zużywa średnio 28 kWh na 100 km, a przy wyższych prędkościach realny zasięg spada nawet poniżej 350 km. Brak haka holowniczego, długi czas ładowania i ograniczona praktyczność sprawiają, że potencjalni nabywcy rezygnują z zakupu.


Symboliczny zgrzyt w strategii Mercedesa

Mercedes przez ostatnie lata budował swoją strategię wokół hasła „Electric only” – w przyszłości marka miała produkować wyłącznie auta elektryczne. Jednak sprzedaż elektrycznej G-Klasy pokazuje, że klienci nie zawsze chcą iść tą drogą.

G-Klasa to model-ikona. Od ponad 40 lat symbolizuje niezniszczalność, surową moc i niemiecką precyzję. Próba przerobienia jej na elektryczny produkt luksusowy okazała się ryzykownym eksperymentem. To już nie „Geländewagen” z dawnych lat, lecz ekskluzywny gadżet za ponad sto tysięcy euro, który nie daje tego, za co klienci pokochali pierwowzór.


Dlaczego klienci odwracają się od prądu

Zjawisko nie dotyczy tylko Mercedesa. Cały niemiecki rynek samochodów elektrycznych w 2025 roku przeżywa spowolnienie. Po zakończeniu rządowych dopłat sprzedaż aut elektrycznych spadła o ponad 30 proc. Klienci skarżą się na niedostateczną infrastrukturę ładowania, wysokie ceny i niepewność co do wartości odsprzedaży.

W tym kontekście elektryczna G-Klasa stała się ofiarą swoich czasów – zbyt droga, by być praktyczna, zbyt ciężka, by być ekologiczna, i zbyt niszowa, by trafić do szerokiego grona odbiorców.


Głos producenta: „wszystko zgodnie z planem”

Oficjalnie Mercedes nie przyznaje się do porażki. Rzecznik koncernu twierdzi, że sprzedaż „przebiega zgodnie z założeniami”, choć nie ujawnia, jakie konkretnie cele sprzedażowe wyznaczono. W branży wiadomo jednak, że produkcja elektrycznej G-Klasy została już ograniczona, a część dealerów oferuje dodatkowe, nieoficjalne rabaty.

Niektórzy analitycy wskazują, że Mercedes liczył na efekt prestiżu – w końcu G-Klasa to auto, które zawsze sprzedawało się lepiej, niż przewidywano. Tym razem jednak nawet marketing premium nie wystarczył, by przekonać klientów.


Diesel wiecznie żywy

Paradoksalnie, największym beneficjentem porażki elektrycznej wersji stały się… klasyczne silniki spalinowe. Modele G 400 d i AMG G 63 nadal cieszą się ogromnym popytem, mimo że kosztują podobnie lub więcej niż wersja elektryczna. Wśród nabywców przeważa argument praktyczny: pełny bak w 10 minut, zasięg 800 km, brak ograniczeń w holowaniu i dostępność serwisu w każdym zakątku świata.

Dla wielu lojalnych klientów Mercedesa G nie jest po prostu samochodem – to styl życia. A styl życia trudno zelektryfikować.


Elektryfikacja po niemiecku: droga przez mękę

Historia EQ G pokazuje szerszy problem niemieckiej motoryzacji. Koncerny przez lata zwlekały z inwestycjami w technologie elektryczne, a teraz nadrabiają czas pośpiesznie i nie zawsze trafnie. Rezultatem są pojazdy technicznie imponujące, lecz oderwane od potrzeb rynku.

Klient premium oczekuje luksusu i wygody, ale też spokoju ducha – pewności, że auto zadziała w każdej sytuacji. Elektryczna G-Klasa tej pewności nie daje. To bardziej pokaz możliwości niż produkt dla codziennego użytkownika.


Przyszłość pod znakiem zapytania

Mercedes oficjalnie zapowiada, że nie zrezygnuje z elektrycznej wersji G-Klasy. W planach są tańsze warianty z mniejszym akumulatorem oraz wersja AMG o zwiększonym zasięgu. W 2027 roku ma się pojawić też model hybrydowy typu range extender – z małym silnikiem benzynowym doładowującym baterię.

Jednak eksperci są sceptyczni. „G-Klasa to marka sama w sobie, ale nie każda legenda pasuje do nowej epoki” – mówi analityk motoryzacyjny Marcus Lienert. „Klienci luksusowych terenówek nie chcą kompromisów, a elektryczna wersja to jeden wielki kompromis.”


Czas na refleksję?

Historia elektrycznej G-Klasy to lekcja dla całego przemysłu samochodowego: nawet najlepszy marketing nie wystarczy, jeśli produkt nie trafia w oczekiwania ludzi. Mercedes chciał połączyć tradycję z nowoczesnością, ale zamiast sukcesu otrzymał rynkowy chłód.

Czy elektryfikacja to ślepa uliczka dla luksusowych terenówek? Niekoniecznie. Ale droga do sukcesu będzie długa – i z pewnością nie poprowadzi przez salony, w których nawet legendy stoją dziś w promocji.

Jakie jest Twoje zdanie?

Lubię Lubię 0
Nie lubię Nie lubię 0
Świetne Świetne 0
Śmieszne Śmieszne 0
Wnerwia Wnerwia 0
Smutne Smutne 0
Wow Wow 0
Redakcja Robimy dziennikarstwo bez fajerwerków: pytamy, weryfikujemy, doprecyzowujemy. Szukamy faktów i tłumaczymy je czytelnie. Interesują nas tematy, które dotyczą ludzi.